Bo mam dziwną naturę. Taką lekko nieprzystającą do świata, a raczej do opinii otoczenia.
Ostatnio zastanawiałem się, dlaczego zawsze miałem problem z szefami. Zawsze…
Zanim rozpocząłem pracę w korporacji, przez wiele lat byłem zawodowym muzykiem. Tak, tak… [w tym miejscu zazwyczaj pada pytanie: a na czym grałeś? Odpowiedź: na klarnecie.] Więc siedząc za pulpitem w orkiestrze co jakiś czas popadałem w konflikt z szefem. Nie dlatego, że chciałem, czy że byłem wyjątkowo niezdyscyplinowany [kto mnie zna ten wie, że jestem bardzo ugodowy]. Po prostu coś we mnie jest takiego, co innych ludzi chyba wkurza.
Nic sobie z tego wszakże nie robiłem, bo w miarę dobrze grałem, a potem skończyłem muzyczne oraz prawnicze studia, więc miałem w miarę wygodną posadę.
Kiedy trafiłem do KPMG zaczęło robić się podobnie. Z tym, że tutaj chyba istotnie się przyczyniłem do takiego stanu, gdyż podświadomie zacząłem pokazywać swoim kolegom i koleżankom jak bardzo szeroki i interesujący jest świat poza korporacyjnymi murami. Jak wiele w nim jest możliwości. I że te możliwości w każdym w nas tkwią. Wystarczy sięgnąć ręką.
Moi najbliżsi przyjaciele z korporacji chyba to lubili, ale oczywiście mój szef – chyba nie za bardzo [zresztą doskonale to rozumiem – po prostu zrobił błąd, zatrudniając niewłaściwą osobę].
No w każdym razie mam coś takiego w swojej osobowości, co nie pozwala mi spokojnie usiedzieć w miejscu. Nie pozwala zaszufladkować się. Wejść w ramy systemu. W takim systemie jestem jak zardzewiałe zębate kółko, które psuje całość precyzyjnej maszyny i które po prostu się wymienia.
Z tego powodu nigdy nie zostałem doradcą podatkowym. Chociaż pasjonowałem się podatkami międzynarodowymi, chociaż spędziłem lata na wgłębianiu się w zależności pomiędzy systemami podatkowymi różnych krajów, chociaż spełniłem swoje marzenie pracy w KPMG w dziale Tax International, to jednak nie byłem w stanie nauczyć się do egzaminu i uzyskać ten tytuł prawniczy. Za każdym razem, kiedy otwierałem ustawę o VAT, zbierało mi się na wymioty. Zamykałem. Nawet kiedy próbowałem wykrzesać w sobie odrobinę pozytywnych skojarzeń na temat tej ustawy – po lekturze pierwszego przepisu – wymiękałem.
To była właśnie ta część mojej osobowości, która nie pozwalała mi wejść w system. Nie dawała nawet mi się zmusić siłą.
Wiesz co?
Znam wiele osób, które doskonale do systemów pasują. I super. Każdy w życiu powinien robić to, w czym jest dobry – najlepszy. Ale znam też wiele osób, które podobnie jak ja nie pasują do systemu, ale wciąż próbują się w nim odnaleźć. Dzień po dniu poprawiają się, ganią się za to, nie wiedzą co jest nie tak, obarczają się winą za brak przystosowania. Sami są zardzewiałym trybikiem, ale usilnie próbują się oczyścić, aby tylko pasować do całości.
Jeśli jesteś taki – daj sobie spokój.
W mojej opinii podstawą jest zaakceptowanie swojej własnej osobowości. Ze wszystkimi swoimi „wadami”. W cudzysłowie, bo te „wady” to pewnie są zalety, tylko że wszyscy Ci wmówili, że masz wady.
Każdy z nas jest inny. Niepowtarzalny. Wyjątkowy. Nie ma szansy, abyś był takim samym trybikiem jak Twoje otoczenie. Jesteś inną częścią, która powinna robić inne w życiu rzeczy. Te Twoje „wady” to ZALETY. Które wykorzystać możesz/powinieneś gdzie indziej.
Jednak bez zaakceptowania tego faktu, bez pośmiania się z siebie, pogłaskania się po głowie, bez słowa rozgrzeszenia wypowiedzianego samemu do siebie, trudno będzie Ci wyjść z systemu i zrobić to, co do Ciebie należy.
Ja przyznaję się do wszystkich swoich wad, które nie dają mi możliwości pracy w systemie. Jestem niezorganizowany, lubię działać pod wpływem inspiracji, mam nie najlepszą pamięć oraz robię ortograficzne błędy. I co z tego? I wielkie NIC! To wszystko nie przeszkodziło mi wcale zbudować wyjątkowej w skali świata firmy. Nie przeszkodziło mi darzyć ogromną sympatią moich klientów i dostarczać im możliwie najlepszej usługi. To nie przeszkodziło mi marzyć i działać, aby te marzenia spełniać!
Rozumiesz?
To nic, że nie zostałem doradcą podatkowym! Kurde… to bardzo dobrze, że nim nie zostałem! Byłem za głupi, żeby się tego wszystkiego nauczyć.
No ale co z tego?
Świat nie kocha inteligentnych, tylko wojowników.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }