Kiedy piszę te słowa, siedzę w pokoju hotelowym na nowojorskim Manhattanie. Przyjachałem tutaj kilka dni temu na spotkanie z kancelarią prawną, która być może będzie naszym klientem.
Jestem już po spotkaniu – a w zasadzie po spotkaniach. Kontakt z nieco inną kulturą i mentalnością w kontekście biznesowym był dla mnie sporym wyzwaniem. Nie tylko w zakresie językowym, ale też w kontekście pewnych zwyczajów, o których nie miałem pojęcia, a które musiałem szybko zrozumieć i zaakceptować. Jaki będzie efekt spotkań – jeszcze nie wiem. Okaże się za kilka dni. Gdyby do naszego grona klientów zagraniczych dołączyła kancelaria zza oceanu, byłby to dla web.lex ogromny plus i bez wątpienia wzniesienie się na wyższy szczebel rozwoju.
Od dawna podróż do nowego Jorku byla moim marzeniem. Od lat myślałem o podróży do tego miasta. Jechałem zatem tutaj pełen nadziei i z radością, że moje marzenie może się spełnić w najlepszy z możliwych sposobów. (nawiasem mówiąc kontakt ze mną kancelaria z Nowego jorku nawiązała dzięki mojemu zagranicznemu blogowi – dlatego prowadź blog firmowy, to naprawdę jest skuteczne narzędzie promocyjne. Skuteczne i najtańsze).
Jechałem do Nowego Jorku też i po to, aby poczuć obecnego tutaj – podobno – ducha przedsiębiorczości. I, mówiąc szczerze, żadnego ducha przedsiębiorczości tutaj nie poczułem… Poczułem za to ducha wolności, uśmiechu, radości, możliwości, szacunku, ducha przyjaznego spojrzenia, ducha bycia człowiekiem dla drugiego człowieka, ducha przyszłości, ducha porządku, ducha ciszy, ducha spokoju, ducha poszanowania demokracji, prawa, zasad społecznych, wiedzy, poświęcenia, ducha poszanowania odmienności, poszanowania różnic w kolorze skóry, religii, poglądów, płci, orientacji seksualnej i poczułem także ducha wielkiego i pięknego świata.
Z ogromnym żalem przyznaję, że tego ducha od dawna już nie czuję w Polsce. Coraz bardziej za to czuję ducha małości, nienawiści, ksenofobii, nietoloerancji, ducha zawiści, bezczelności, kłamstwa, ducha pieniędzy, ducha wojny i konfliktu, ducha braku wiary, ducha kłamliwej religii, ducha bezwzględności, szarości, siły, głupoty, ducha kłótni, ideologii, zacofania i strachu.
Jak to się stało, że kraj, będący wzorem dla całego cywilizowanego świata, którego sukces i przemiany ustrojowe były wzorem do naśladowania dla krajów, które podążały tą samą drogą, stał się krajem, który zapisuje się na kartach światowej historii jako przykład spektakularnego upadku rządów prawa i szacunku społeczności międzynarodowej. Jak to się stało, że chętnie zaufaliśmy ludziom, których jedynym celem jest bezgraniczna rządzą sprawowania nad nami władzy i z równym zaangażowaniem obaliliśmy autorytety wiedzy i nauki. Jak to się stało, że zaczęliśmy nienawidzieć brata, ojca, sąsiada, przyjaciela, współpasażera, przechodnia tylko dlatego, że ma inny kolor skóry, mówi innym językiem, wyznaje inną religię, czy hołduje innej filozofii albo religii.
Być może odpowiedź na te pytania jest prosta, a być może wcale nie. Ale dla mnie pewne jest jedno: żyjemy w czasach, w miesiącach, które zadecydują nie tylko o losie naszego kraju, ale także o Twoim losie i losie Twojej firmy. Żyjemy w dniach, po których obudzisz się tak, jak dzisiaj się obudziłeś, albo obudzisz się w innym szarym świecie, pełnym strachu, niepewności i walki. Jeśli uważasz, że obudzisz się w świecie lepszym, to zapewne niebawem się przekonasz, w jakim byłeś błędzie, o ile nie dasz sobie wmówić, że to wina Twojego brata, ojca, sąsiada, przyjaciela, współpasażera, przechodnia, czy międzynarodowej organizacji.
To jest czas próby. I próby, która jest, powiedzmy to szczerze, tylko małą próbą. Albo wstaniesz albo dasz się ponieść. Jeśli dasz sie ponieść, to dzień próby i tak nadejdzie, ale będzie to próba o znacznie większej wadze. Na tamtą być może nie będzie Cię już stać fizycznie, mentalnie i finansowo.
W Nowym Jorku widziałem wykuty w marmurze napis: Freedom is not free. Wolność nie jest za darmo. O wolność trzeba walczyć. Trzeba za nią zapłacić.
Często rozmawiam z przedsiębiorcami na ten temat. Niemal wszyscy mówią, że boją się o swoje firmy, kiedy okaże się, że stają wyraźnie po stronie praworządności. Efekt jest niestety taki, że czekają na to, co im przyniesie los. Ludzie kreatywni, zaangażowani, będący wzorem do naśladowania nagle stają… bezradni i pełni bojaźni i trwogi. Jak to się dzieje? Skąd ta przemiana?
Nie bój się! Cena, jaką teraz zapłacisz za swoją uczciwość jest śmieszna w porównaniu z najwyższą ceną, jaką możesz ponieść za swoją wolność. To jest czas próby. Próby, która dziś jest mała. Ale jeśli uciekniesz i nie stawisz czoła tej próbie, na pewno ostatecznie przyjdzie zapłacić Ci cenę znacznie większą. I oby nie najwyższą.
Takie mam przemyślenia będąc w Nowym Jorku. Mieście, w którym mógłbym zostać znacznie dłużej i dłużej cieszyć się szczerym uśmiechem dziewczyny o ciemnym kolorze skóry, która z przyjaźnią w oczach podaje mi poranną kawę w Starbucksie.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Przyszło nam Rafale żyć w ciekawych czasach.
W czasach próby.
Każdy z nas musi znaleźć odwagę i walczyć
Freedom is not free
Dziękuję Pawle!
Serdecznie Cię pozdrawiam! 🙂
Rafał 🙂
Hm, ciekawy wątek – inny kraj, inne zwyczaje biznesowe, inny sposób podejścia do klienta.
Rozmawiałem ostatnio z osobą z Chin, i powiem tak odnosząc się do tego wpisu, że wydawało mi się, że rozmowa przebiega płynnie, gładko i efektywnie, ale po czasie dowiedziałem się, że byłem niegrzeczny, poniewaz nie zastosowałem pewnych zdań i zwrotów, które w biznesowej rozmowie z kimś z Chin, są wręcz obowiązkowe i świadczą o wysokiej kulturze rozmówcy. A pomyśleć, że sam byłem pewien, że kultura była na poziomie PRO 🙂 Ale to są właśnie te różnice kulturowe:)