Początek nieco polityczny, ale potem będzie normalnie… 🙂
Wczoraj dowiedziałem się od księgowej, że wiele jej koleżanek po fachu zamyka swoje biura księgowe. Dlaczego? Zbyt duża odpowiedzialność. Kiedy o tym pomyślałem, to przyznałem im rację.
„Dobra Zmiana” zamierza ostrzej dobrać się do małych i średnich firm, a nawet do mikrofim. W sumie ja to rozumiem: znaleźć niezapłaconą złotówkę VATu w sklepie osiedlowym jest znacznie prościej, niż w globalnej korporacji. Jednak ta niezapłacona złotówka obciąży obok właściciela tego sklepu również księgową, która rozlicza podatkowo taką firmę.
A jeśli pani księgowa ma takich firm pod opieką 200? Co wtedy? Ryzyko jest gigantyczne. Warto iść do więzienia za złotówkę tu i złotówkę tam? Tym bardziej, że – umówmy się – w podatkach zawsze można coś wygrzebać. Jak nie VAT, to źle rozliczone koszty w PIT, czy CIT. Wystarczą tylko „dobre” chęci…
No więc kiedy wyszedłem z biura mojej księgowej, która na szczęście póki co nie zamierza szukać mniej odpowiedzialnego zajęcia, zacząłem się zastanawiać nad tym, co ja bym zrobił, gdybym stracił firmę wcześniej wywleczony w nocy w kajdankach za 100 zł niezapłaconego VATu 5 lat temu. Oby nie, ale jednak: co bym zrobił?
Sądzę, że ponownie założyłbym firmę i raczej dość szybko wróciłbym do stanu sprzed utraty poprzedniej firmy.
Dlaczego?
Mam jako takie doświadczenie. Po prostu.
***
Wiele razy w rozmowach z ludźmi, którzy nie łyknęli przedsiębiorczości, słychać, że mają świetny pomysł na biznes. Ty na pewno też takich spotykasz. Znaleźli niszę i dla nich jest to gwarant sukcesu.
Nic bardziej mylnego.
Podam Ci przykład.
W miejscu, w którym mieszkam, na jednej ulicy, niemal obok siebie stoi kilka warzywniaków. Konkurencja zabójcza. Ceny może nie najniższe (zmowa?), ale jednak konkurencja zabiera klientów. Pewnego dnia obok powstaje kolejny warzywniak. Myślę sobie, że facet nie wie, w co się pakuje…
A teraz? Sam chodzę do niego po warzywa i owoce. Chodzą tam tłumy. Jak to się stało, że pomimo konkurencji on w krótkim czasie zgarnął lwią część lokalnego rynku? Dodam, że na pewno nie ceną.
Widzisz … najlepsze efekty w biznesie osiąga się na konkurencyjnym rynku. To, co trzeba zrobić, to „tylko” poprawić obsługę klienta. I właściciel tego warzywniaka dokładnie to zrobił. Podszedł inaczej do klienta. O ile wszystkie warzywniaki robią to samo i tak samo od lat, o tyle on jest zawsze uśmiechnięty, zawsze życzy dobrego dnia, sprawdza, czy klient wybrał najlepsze produkty, w razie czego sam mu wymienia na lepsze, czasem odpuści grosz, czy dwa. Jest życzliwy, uczciwy, uśmiechnięty, pomocny.
Tylko tyle i aż tyle.
W zasadzie proste rzeczy – prawda? Nic go to nie kosztuje. A efekt jest nieziemski. Liczba klientów wzrosła do tego stopnia, że musiał zatrudnić dodatkowo dwóch sprzedawców.
Więc … gdybym stracił swoją firmę i musiał odbudować ją na nowo w nowej branży, to nie szukałbym niszy, tylko … no właśnie – o tym na końcu 🙂
Nisza to ogromne ryzyko. Bo może masz świetny pomysł, ale może ludzie go nie zaakceptują? A może go nie potrzebują? Nie chcą? A na pewno to najpierw będziesz musiał stracić wiele czasu i wydać górę pieniędzy, zanim ludzi nauczysz, co to jest i do czego to służy. W tym czasie polegniesz. Na biznes w niszy stać firmy, które mają pieniądze i mogą zainwestować w nieznany produkt, czy usługę, bez ryzyka, że niepowodzenie wysadzi je w kosmos.
Natomiast kiedy wchodzisz w konkurencyjny rynek, to wiesz na 100%, że produkt czy usługa, którą zaoferujesz, spotka się z potrzebą. Ludzie na pewno będą zainteresowani, na pewno wiedzą co to jest i do czego służy. Nie wydajesz więc pieniędzy na edukację. Zyskujesz czas. Jedyne co musisz zrobić, to zadbać o lepszą obsługę klienta.
To takie proste.
***
Więc … gdybym stracił swoją firmę i musiał odbudować ją na nowo w nowej branży, to nie szukałbym niszy, tylko czego?
LUDZI, którym chciałbym SŁUŻYĆ, oferując moje nowe produkty czy usługi.
Zwróć uwagę na te dwa słowa: ludzi i służyć. Będę o nich jeszcze opowiadał.
🙂
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }