Trzy lekcje życia (biznesowe), które każdy ojciec powinien dać swojemu synowi (i córce)

Rafał Chmielewski 01 stycznia 2017 10 komentarzy

zrzut-ekranu-2017-01-01-o-23-20-46

Do napisania tego postu zmotywował mnie Jaś, mój 9-letni obecnie synek. Wczoraj byłem z nim na długim spacerze, który okazał się wyjątkowo przyjemny. Nie dlatego, że było ciepło czy świeciło piękne słońce. Akurat ani tego, ani drugiego nie było. Ale za sprawą osobistej i głębszej rozmowy, jaką mogliśmy ze sobą przeprowadzić.

Wszystko zaczęło się od małego kościółka, obok którego właśnie przechodziliśmy. Zatrzymaliśmy się na moment, spoglądając na niego. W tym momencie się odezwałem: Wiesz Jasiu, z tym kościołem wiąże się pewna historia. Nie historia w ogóle, ale moja osobista. Chcesz posłuchać?

Aha… – usłyszałem. I zacząłem swoją opowieść:

Lekcja pierwsza

Kiedyś byłem muzykiem. Po liceum muzycznym w Gdańsku, poszedłem na muzyczne studia i przyjechałem do Warszawy. To był rok 1995 i w sierpniu tegoż roku rozpocząłem pracę w orkiestrze jako klarnecista.

Od samego początku mojej pracy zacząłem naturalnie obserwować swoje otoczenie. Kim są ludzie, z którymi współpracuję, co mają, jak się wyrażają, co robią po pracy, jakie mają rodziny, gdzie jeżdżą na wakacje, itd. I zacząłem rozumieć pewną rzecz: za kilka lat będę dokładnie taki sam jak oni. A że tego jednak nie chciałem, zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym, co mam ze sobą zrobić. I coraz częściej zaczęła dochodzić do mnie świadomość tego, że moja przygoda pt.: Rafał jako muzyk, po nastu latach musi się zakończyć, jeśli chcę dokonać zmiany w swoim życiu.

Ostatecznie podjąłem decyzję o zwrocie o 180 stopni i w październiku 1996 roku poszedłem na studia prawnicze na UW. I tutaj zaczyna się zasadnicza część historii, z której wypływa pierwsza lekcja.

Plan dnia wówczas miałem następujący: rano szedłem do orkiestry do pracy jak każdy normalny człowiek – o godzinie 15.15 rozpoczynałem już pierwsze zajęcia na UW – o godz. 20.05 kończyłem wykłady i gnałem na kolejkę podmiejską – o godz. 21 meldowałem się w internacie, gdzie po szybkiej kolacji zabierałem się za naukę do godz. 02.00. I tak dzień, w dzień.

Nie był to prosty dla mnie czas. Wiele osób mówiło mi, że sobie nie poradzę. Wiele wątpiło we mnie. Najbliższe mi osoby nie wspierały mnie. A studia prawnicze, chociaż może nie dostają poziomem skomplikowania do studiów medycznych, to jednak są wymagające. A ja byłem wówczas chłopaczkiem po liceum muzycznym – a nie „normalnym”. Historia, która była na pierwszym roku prawa podstawą, w mojej głowie zajmowała może jeden skromniutki obszar kory mózgowej. Musiałem wiele nadrobić. Do tego po raz pierwszy zacząłem dostrzegać to, że egzamin na studiach nie musi kończyć się wynikiem pozytywnym, bo na przykład profesor mnie zna. Tutaj nie znał mnie nikt, więc na „ładne oczy” nie było co liczyć. Pierwsze egzaminy to była kompletna porażka. Musiałem uczyć się jeszcze więcej. Zacząłem poszukiwać metod szybkiej i wydajnej nauki.

Najgorsze było jednak coś innego – mianowicie zacząłem dostrzegać to, że moja zmiana w życiu wcale nie musi się udać! Że mogę polec w tej walce. Że zwyczajnie nie dam sobie rady. Ciągłe niewyspanie, niedojedzenie (nie miałem czasu na obiad w ciągu dnia), na pewno wpływały negatywnie na moje zdrowie i samopoczucie. Do tego jeszcze wszelkie opinie dookoła, że nawet jeśli jakimś cudem dam sobie radę (ale na pewno nie), to zrujnuję sobie zdrowie. To wszystko razem zaczęło powodować, że zacząłem się załamywać i wpadać w depresję, że już do końca zostanę miernym muzykiem z nic nieznaczącym życiorysem…

Kiedy wracałem z Uniwersytetu wieczorami przechodziłem właśnie obok tego kościółka, idąc do internatu. I bardzo często siadałem obok niego i zwyczajnie płakałem – ryczałem jak bóbr. Bywało, że siedziałem tak rozżalony całą godzinę … tak bardzo chciałem zmienić swoje życie.

Zobacz Jasiu – mówię do synka – gdzie teraz jestem. Mam dobrze rozwijającą się firmę, setki klientów, mega marzenia i pieniądze, zresztą sam wiesz ile się dzieje w moim i w naszym życiu. Mogłem się poddać, mogłem dać za wygraną. Przecież nic by się nie stało. Znam wielu ludzi, którzy się poddawali w dużo łatwiejszych sytuacjach. To było ponad moje siły. Nie miałem znikąd najmniejszego oparcia. Żadnej pomocy. A tylko grono ludzi, którzy… mnie ciągnęli wstecz.

Ale miałem też przeogromną potrzebę zmiany. I to nie pozwalało mi rzucić na ziemię swojej rękawicy. Za każdym razem, kiedy dostałem od życia w mordę, podnosiłem się, otrzepywałem z brudu i szedłem dalej. Dla mnie kierunek był tylko i wyłącznie jeden. Albo to zrobię, albo zginę. Kropka.

Popatrz Jasiu na siebie: ostatnio graliśmy w Monopol. Nie szło Ci na początku, prawda?  Chciałeś już zrezygnować z gry. Namówiliśmy Cię jednak do pozostania i okazało się, że wygrałeś całą partię!

Ta lekcja brzmi:

NIGDY W ŻYCIU SIĘ NIE PODDAWAJ. NIGDY, NIGDY i PRZENIGDY! DUŻE RZECZY WYMAGAJĄ PRACY I CIERPLIWOŚCI – NIE MOŻESZ SIĘ PODDAWAĆ. NIGDY.

Lekcja druga

Jasiu – opowiadam dalej – kiedy szczęśliwie, po licznych perypetiach, ukończyłem pierwszy rok studiów prawniczych, wiedziałem już, że je prawdopodobnie ukończę. Skoro dałem sobie radę w ciągu pierwszego roku, to na pewno dam sobie radę w kolejnych semestrach.

Wciąż pracowałem jako muzyk – musiałem się przecież z czegoś utrzymywać. Wciąż studiowałem na akademii muzycznej – o czym nie wspomniałem powyżej – tylko tyle, że tok nauczania był weekendowy, czyli zaoczny. Zatem możesz sobie wyobrazić, że wciąż nie miałem cukierkowego życia. Niektórzy moi koledzy studenci mieszkali w swoich domach, z rodzicami, którzy o nich dbali jak o dzieci, a ja musiałem poza nauką i pracą ogarnąć całą swoją codzienność. Bywały też sytuacje, kiedy tego samego dnia zdawałem egzamin na UW, a zaraz potem na Akademii Muzycznej.

Wszystko to oczywiście wpływało na moje wyniki w nauce, które nie były dobre. Były dostateczne, niedostateczne – różne. To nie były oceny Chmielewskiego znanego jako instrumentalista. Tam, zawsze miałem piątki i szóstki. Tutaj tróje, pały, no i nieco czwórek. Ale nie narzekałem – robiłem, co mogłem i jeśli mogłem kogoś winić za taki stan rzeczy, to tylko siebie. Ale nie robiłem tego, bo co by to mi dało? Nic. Absolutnie nic.

Jakby mało było obowiązków, będąc na czwartym roku prawa założyłem z kolegą moją pierwszą firmę. I … zaczęło nam się wieść całkiem dobrze. Zarabiałem wtedy znacznie powyżej średniej krajowej. Tak mi się to spodobało, że przyłożyłem więcej energii na biznes kosztem nauki. Konsekwencją było to, że nie ukończyłem w terminie czwartego roku studiów i zostałem w Uniwersytetu wylany. Ale… „otrzepałem się z brudu po kolejnym ciosie w twarz” i po roku wróciłem ponownie, opłacając jakąś tam karę. Jednakże firmę zamknąłem, gdyż zależało mi na ukończeniu Studiów.

Ostatecznie pracę magisterską z zakresu prawa podatkowego napisałem i obroniłem na 5. A jako że średnia ocen z całego roku wynosiła 3, to ogólna ocena na dyplomie była czwórką… najgorszą oceną z grona wszystkich moich znajomych, którzy kończyli studia z piątkami…

Co jednak z tego Jasiu – mówię synkowi – kiedy sam widzisz, jak ma się nasza firma i jak się świetnie rozwija. Richard Branson, Steve Jobs, Gary Vaynerchuk i wielu innych fantastycznych ludzi, przedsiębiorców z sukcesami nie ukończyło żadnych szkół. Oceny są w istocie rzeczy kompletnie nieistotne. Ważne jest coś innego. Co? To, co zawsze powtarzam Tobie i Zosi.

Ta lekcja brzmi:

PRZEDE WSZYSTKIM MUSISZ MYŚLEĆ. NIE WYMAGAJ OD SIEBIE DOBRYCH OCEN – ONE NICZEGO W ŻYCIU NIE DAJĄ, NIE GWARANTUJĄ, NIE ZAPEWNIAJĄ. WYMAGAJ OD SIEBIE MYŚLENIA. PRACY I MYŚLENIA.

Lekcja trzecia

Ukończenie studiów prawniczych – zauważ Jasiu – nie spowodowało zmiany, której tak bardzo potrzebowałem. Ale otworzyło mi niezliczone możliwości. A to już przecież wiele. W każdym razie zrobiłem krok dalej i poszedłem jeszcze na studia podyplomowe z rachunkowości i podatków na SGH. I dopiero po ich ukończeniu złożyłem w orkiestrze wypowiedzenie z pracy. Po 12 latach pracy jako muzyk – odszedłem. Mało tego: odejście z tego zawodu oznaczało dla mnie także zerwanie z instrumentem, na którym grałem… od dziesiątego roku życia, czyli od roku 1985! Otrzymałem bowiem wtedy posadę w globalnej korporacji w dziale podatkowym.

Wtedy dopiero realnie zmieniłem swoje życie na kompletnie inne. Jakbym przeniósł się do równoległej rzeczywistości. A żeby nigdy nie wracać do gry na instrumencie – sprzedałem wszystko, co mnie łączyło z rozdziałem mojego życia, który właśnie zamknąłem. Pozbyłem się nawet mojego instrumentu, co moi liczni znajomi uznali niemal za świętokradztwo i wszyscy zgodnie orzekli, że jestem naprawdę walniętym gościem. Ale trudno. Jasiu – jeśli podejmujesz decyzję, to nie ma powrotu. Zrób wszystko co w Twojej mocy, ale nie wracaj i nie szykuj sobie poduszki powietrznej wa wypadek, gdyby Ci się nie powiodło. Poza tym pamiętaj, że prawdziwi przyjaciele będą Cię zawsze wspierać, a ci, którzy tego nie robią, nie są widocznie Twoimi przyjaciółmi.

W każdym razie ruszyłem do nowego świata z nową energią. Ale … tam również wiele rzeczy mi nie odpowiadało. Podobnie jak w orkiestrze, tutaj także zrobiłem audyt moich korporacyjnych znajomych, w wyniku którego dowiedziałem się, że nie chcę być za kilka lat taki, jak oni. Więc ponownie rozpocząłem kolejne poszukiwania swojego miejsca w życiu.

Dziś mogę z całą pewnością powiedzieć, że jestem tu, gdzie chcę być. Tutaj czuję się szczęśliwy. Tutaj czuję, że to jest mój świat. Poszukiwanie tego miejsca zajęło mi Jasiu… 14 lat, kiedy w roku 2009 założyłem web.lex. Jak już wiesz nie było mi łatwo, musiałem walczyć, ale ten czas to był czas szlifowania swojego charakteru, czas pracy, poświęceń, edukacji, pełen porażek i sukcesów, zmartwień i radości, oraz nauki życia.

Ta ostatnia lekcja brzmi:

BĄDŹ CIERPLIWY. WIELKIE RZECZY WYMAGAJĄ MNÓSTWA CZASU. NIE OCZEKUJ EFEKTÓW NA DRUGI DZIEŃ, ALE PRZYGOTUJ SIĘ DŁUGĄ PODRÓŻ. DLATEGO BĄDŹ CIERPLIWY. ZAWSZE.

*****

To był koniec naszej rozmowy, podczas której przeszliśmy dobry kawałek. Ale widziałem, że Janek naprawdę mnie słucha z dużą uwagą, a więc że przyswaja te wartości. Dziś jeszcze, czyli na drugi dzień, przyznał mi się, że był to dla niego jeden z najlepiej spędzonych momentów.

Podsumowując:

  1. Nigdy i przenigdy się nie poddawaj
  2. Myśl, myśl i jeszcze raz myśl oraz pracuj
  3. Bądź naprawdę cierpliwy

{ 10 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

Paweł 2 stycznia, 2017 o 08:55

RAFALE
Bardzo mądra lekcja.
Pozwolę sobie podzielić się 3 refleksjami/myślami
1. tancerze mają powiedzenie – „nie ważne ile razy upadasz, ważne ile razy wstaniesz”
2. mi zabrakło 1/1000 do 4 na dyplomie mgr prawa 🙂 ale i tak jestem z niego dumny, a nikt nigdy nie spojrzał na ocenę na nim. Nie ważne ile wiadomości możesz zakuć. Ważne czy potrafisz je znaleźć i jak potrafisz ich użyć
3. bądź uparty

Przy okazji
Szczęśliwego Nowego Roku Rafale

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 2 stycznia, 2017 o 09:32

Bardzo Ci dziękuję Pawle! 🙂

Tobie również życzę wszystkiego najpiękniejszego w Nowym Roku! 🙂
Rafał 🙂

Odpowiedz

Mikołaj Lech | Znaki Towarowe Blog 2 stycznia, 2017 o 09:06

Świetny wpis Rafale. Doskonale się tego czyta.
Cieszę się, że jesteś w miejscu w którym chciałeś być.
Rewelacyjnie się na to patrzy z perspektywy czasu i tysięcy godzin poświęconych na dojście do tego miejsca.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 2 stycznia, 2017 o 09:35

Cześć Mikołaju!

Dziękuję! 🙂 Na pewno Ty też będziesz mógł uczyć swoje latorośle tego, co w życiu jest ważne 🙂
[Nawiasem mówiąc moje dzieciaki, jak nie mają ciśnienia na oceny, to dokonują cudów ;)]

Najlepszego dnia Ci życzę!
Rafał 🙂

Odpowiedz

Tomek 2 stycznia, 2017 o 14:16

Świetnie piszesz… Miałem bardzo podobnie do Ciebie, tylko 10 lat później ;). Pozdrawiam i życzę zdrowego i dobrego Nowego Roku.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 2 stycznia, 2017 o 19:18

Dzięki Tomku! 🙂

Co teraz robisz? Czym się zajmujesz?

Rafał 🙂

Odpowiedz

Stefan 10 stycznia, 2017 o 15:34

Panie Rafale,
Bardzo wartościowy wpis, tym bardziej, że oparty na własnym przykładzie i odniesionym sukcesie.
To co pojawia się między wierszami i rozumie się samo przez się, ale co jest równie ważne, to „Rób to co daje Ci satysfakcję”
Zawsze powtarzam swojemu 7-latkowi: możesz być …. (wpisać dowolnie), ale powinieneś lubić to co robisz i czerpać z tego satysfakcję. Niezależnie od tego co powiedzą inni.
Pozdrawiam,
Stefan

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 11 stycznia, 2017 o 08:18

Dzień dobry Panie Stefanie!

Bardzo Panu dziękuję za lekturę i za komentarz 🙂

Ma Pan rację z tym robieniem tego, co daje satysfakcję 🙂 W szczególności dzisiaj, kiedy za pomocą mediów społecznościowych można docierać do tysięcy z taką własną pasją.

Pozdrowienia!
Rafał 🙂

Odpowiedz

Radek 6 sierpnia, 2017 o 22:43

14 lat to spory kawał czasu i trzeba przyznać, że łatwo można się poddać.
Nie ma jak praktyczne rady i tak ważne szczególnie w dzisiejszych czasach.

Odpowiedz

Rafał Chmielewski 7 sierpnia, 2017 o 11:08

Dziękuję Radku! 🙂

Radku, napisz mi proszę w komentarzu poniżej czym się dokładniej zajmujesz, ok?

Rafał 🙂

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: